Kiedy mieliśmy więcej czasu i mniej treści, z którymi stykaliśmy się każdego dnia, byliśmy chyba mniej leniwi. A przynajmniej bardziej staraliśmy się lepiej zrozumieć, jednocześnie pogłębiając swoją wiedzę. Zapoznając się z jakimś tematem próbowaliśmy poznawać różne punkty widzenia albo odkryć przyczyny danych zjawisk. Nie wydawaliśmy ocen, dopóki nie byliśmy ich pewni. No i kontekst. Mam wrażenie, że kiedyś lepiej znaliśmy to słowo i umieliśmy z niego korzystać. Wyszło, że dawne czasy to piękne czasy…Może rzeczywiście idealizuję, ale coś się na pewno zmienia. Uczestniczę w różnych dyskusjach albo się im przyglądam i coraz częściej zastanawia mnie, dlaczego wiele naszych stwierdzeń wypowiadamy w odniesieniu tylko do jednego zdania (z którym się zgadzamy lub nie), zapominając o spojrzeniu horyzontalnym.
Brak zrozumienia kontekstu danych wypowiedzi jest szczególnie szkodliwy w przypadku dyskusji światopoglądowych. Sama wypowiedziana przez nas deklaracja naszego poglądu dla niektórych może być nawet raniąca. Dopiero zrozumienie założeń antropologicznych, wizji człowieka, odniesienia do wartości pozwala zrozumieć prawdziwy sens wypowiedzi. Nie inaczej jest również wtedy, gdy spierają się politycy albo ekonomiści. Ech…No cóż, męczy mnie i denerwuje to, że wielu z nas chętnie ocenia świat przez pryzmat jednego lub dwóch zdań, które gdzieś przeczytali lub usłyszeli. Przykład z ostatnich miesięcy – encyklika papieża Franciszka. Ktoś napisał, że jest antypolska (przed jej opublikowaniem). Posypały się gromy. Na papieża rzecz jasna. Ale jakoś encyklika nie stała się bestsellerem, dlatego zakładam, że ci, którzy ją tak chętnie komentowali, raczej do niej nie zajrzeli.
Moim zdaniem nie odnoszenie się do kontekstu jest drogą na skróty. Pozbawiamy się przez to naturalnej otwartości na poglądy innych, ale ograniczamy również swój punkt widzenia. Jakiś czas temu przyglądałem się dyskusji, w której spierano się o jedno zdanie wypowiedziane przez prelegenta. Powtórzę – jedno zdanie. Wypowiedziane w trakcie dwugodzinnego wykładu. Gdyby dyskutanci zechcieli odnieść się do całości prelekcji, zapoznać z jej założeniami, wstępem, a także rzeczywistością pojęciową, ich spór być może nigdy by nie zaistniał. A nawet jeśli, to przeniósłby się na inny poziom. Konstruktywny.
Po napisaniu tego tekstu tak sobie myślę, że na tym blogu powinien znaleźć się jeszcze jeden dział pt. „edukacja”. Popadłem w mentorski ton. Ale spokojnie, chciałem po prostu gdzieś wylać swoje poirytowanie. Zapewne niczego to nie zmieni, ale ja czuję się lepiej.