Eryk Mistewicz. Konsultant strategii marketingowych. Tym razem zabrał głos na temat blogowania menedżerów. Jego zdaniem – to całkowita pomyłka. Nie tylko nie buduje pozycji rynkowej takiej osoby, a wręcz ją osłabia. Tekst wywołał we mnie sporo emocji, stąd mój głos. Najpierw zachęcam do jego przeczytania na portalu wszystkoconajwazniejsze.pl
Zanim zacznę: uporządkujmy pojęcia
Pan Mistewicz jest specjalistą od komunikowania, dlatego wierzę, że przez roztargnienie zapomniał o precyzyjniejszym języku. W jego artykule miesza się bowiem jego podmiot. Na początku miałem wrażenie, że tekst traktuje tylko o prezesach firm. Jednak po chwili czytałem już o “osobach publicznych, ekspertach, profesjonalistach”, w końcu o dziennikarzach i profesorach. Wydaje mi się jednak, że nie uda nam się pogodzić argumentów przeciwko prowadzeniu bloga dla przedstawicieli wszystkich wymienionych profesji. Ich role są zupełnie inne, tak samo jako oczekiwania, które wobec nich stawiamy. Co więcej, prezes firmy nie zawsze jest osobą publiczną (nie musi być) i właśnie dlatego często pozostaje w cieniu. Nie ma w tym nic złego. A zatem ja odnoszę się tylko do blogowania prezesów firm – i tylko w tym przypadku punktuję argumenty Mistewicza.
Po pierwsze: czas wolny to czas wolny
Szczerze mówiąc, to bardziej ufam prezesowi, który czas wolny spędza tak, jak lubi, a nie na powiększaniu majątku firmy. Wydaje mi się wtedy bliższy i mam do niego większe zaufanie. Nie rozumiem, dlaczego z prowadzenia bloga można wyprowadzać wniosek, że prezes ma za dużo wolnego czasu, który powinien spędzać w pracy. Prowadzenie bloga (polecam uwadze chociażby ten pana Jerzego Ciszewskiego) według mnie jest raczej kolejnym narzędziem do pokazania swoich kompetencji. Jakkolwiek zgadzam się, że nie wszyscy powinni popełniać teksty w internecie. Kto zatem? Od tego właśnie są specjaliści od komunikowania, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Dziwię się, że niektórzy eksperci pozbawiają się jednak tej pracy…
Po drugie: nie wszystko jest na sprzedaż
Twierdzenie, że menedżer prowadzący blog nie wierzy w siebie i nie wydaje mu się, że za jego wiedzę, obserwację i wnioski ktoś będzie chciał płacić, jest dla mnie co najmniej niezrozumiały. Idąc tym tokiem myślenia, może powinniśmy menedżerom płacić również za poświęcony na służbowe spotkania czas? Dodatkowo – w postaci premii, w końcu dzielą się tam swoim doświadczeniem. Analogicznie – dziennikarze powinni płacić prezesom za udzielanie wywiadów i pojawianie się w TV, przecież niejednokrotnie dzielą się tam swoimi wizjami. Gdyby było tak pięknie, prezesi byliby jeszcze bogatsi, bo swój czas poświęcają na dziesiątki spotkań (a czasem i wywiadów) tygodniowo.
Po trzecie: więcej zaufania
Jeśli blog prezesa (jak twierdzi Eryk Mistewicz) ma być zagrożeniem dla firmy z powodu treści tam prezentowanych, to taki prezes powinien zostać usunięty. Osoba, która pełni eksponowane i prestiżowe funkcje, zazwyczaj ma szerokie kompetencje, również w obszarze komunikacji. Jeśli prezes na blogu ujawniałby tajniki swojej pracy, angażował się w plotki czy wróżenie z fusów, to postawiłbym pytanie, jak osiągnął swoje stanowisko? Ale, jak widać, mam więcej ufności do prezesów niż pan Mistewicz. Przynajmniej do tych, którzy posiadają własne blogi. Poza tym: fakt, że jakiś prezes tworzy bloga, zazwyczaj ma swoje głębokie uzasadnienie. To nie jest tak, że decyzję o blogowaniu prezesa podejmuje się pod wpływem chwili.
W swoim tekście Eryk Mistewicz twierdzi też, że dziś problemem nie jest brak informacji, a ich nadmiar. Ale czy to ma być argumentem przeciw prowadzeniu blogów? Te, które oferują wysokiej jakości treści, służą tylko budowaniu pozycji ich autorów. Pozostałe – odwrotnie. Czy problemem jest zatem fakt tworzenia blogów przez prezesów, czy raczej jakość treści? Podobnie z powagą autorów, o której pisze pan Mistewicz. Wiele zależy od tego, w jaki sposób tworzone są blogi. Jak całą komunikację – możemy budować je na wiele sposobów.
Na koniec jeszcze jedna ważna uwaga. Nie jestem entuzjastą tworzenia blogów przez wszystkich prezesów. Wydaje mi się, że po prostu nie każdy biznes czy dziedzina tego wymaga. A źle przygotowany blog rzeczywiście szkodzi. Mój tekst jest jednak próbą zwrócenia uwagi na to, że argumenty, które przedstawił Eryk Mistewicz, są co najmniej wątpliwe. Jakkolwiek cały jego tekst polecam uwadze.