Mam wrażenie, że wielu współczesnych studentów dziennikarstwa dziwi się, gdy na wykładach słyszą, że jednym z głównych zadań mediów jest informowanie. Owszem, media wciąż są nośnikiem informacji – relacjonują lub zapowiadają. Jednak coraz częściej ważniejsze od tego jest postawienie się przez nie po jednej ze stron światopoglądowego lub politycznego sporu.
Linia, która dzieli
Czytelników New York Timesa nie trzeba przekonywać do tego, że linia tego amerykańskiego dziennika jest lewicowo-liberalna. Podobnie jak widzów Fox TV do tego, że narracja dziennikarzy tej stacji jest konserwatywna. Analogicznie rzecz ma się na rynku medialnym w Polsce, choć mam wrażenie, że w polaryzacji naszych mediów dochodzimy do granic. Media, które przede wszystkim powinny informować, stają się nośnikiem idei, do których za wszelką cenę starają się przekonać czytelników. Ci, którzy zostają do tego skuszeni intelektualną wygodą (bo np. nie są zainteresowani weryfikowaniem informacji i poszukiwaniem źródeł), stają się nie czytelnikami, a wyznawcami. A to niestety często uniemożliwia poznanie prawdy.
„Partyzant” zamiast publicysty
Jakiś czas temu na jednym z tzw. portali horyzontalnych przeczytałem wywiad z osobą, która co prawda nie jest medioznawcą, ale moim zdaniem świetnie ujęła zjawisko, którego jesteśmy świadkami. Wojciech Szewko tak formułuje jeden z problemów współczesnego dziennikarstwa:
Dziś publicysty nie ocenia się według tego, czy starał się prezentować zobiektywizowany przekaz, tylko komu dana zaprezentowana teza służy, a konkretnie, któremu obozowi politycznemu. Trudno mówić o prawidłowości diagnozy, jeśli media stały się żarliwymi, a w Polsce wręcz fanatycznymi partyzantami partii politycznych.
Powyższe stwierdzenie zapewne przejaskrawia problem, ale tylko po to, żeby pokazać jego wagę. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że niektórzy dziennikarze coraz rzadziej chcą informować, a coraz częściej walczyć – najczęściej o swoje racje. Oczywiście, mają do tego prawo. Szczególnie wtedy, gdy są publicystami. Nie zwalnia to ich jednak z odpowiedzialności za wypowiadane czy pisane słowa, a także przestrzeganie zasad właściwych zawodowi, który wykonują. Tym bardziej, że wielu z nich uważa swoją działalność za wręcz misyjną. Natomiast niestety zarówno w tekstach, które pojawiają się w tzw. starych mediach, jak i w Internecie, możemy obserwować manipulacje, a także oderwanie od tak podstawowych i oczywistych zasad, jak zgodność z faktami, precyzyjny język, solidne źródła, a także bezstronność i różnorodność opinii…A to tylko wierzchołek góry lodowej.
O rywalizacji, która jest przyczyną
Gdybym miał pokusić się o podanie przyczyny, która powoduje obniżanie jakości podawanych przez media informacji, to powiedziałbym, że odpowiada za to współczesna kultura, która przyzwyczaja nas do tego, że otrzymujemy coraz więcej, coraz szybciej i bez wysiłku. To oczywiście nie jedyna przyczyna tego stanu rzeczy, ale moim zdaniem kluczowa. Tym bardziej, że od wielu lat powoduje, że media tradycyjne, na czele z prasą, próbują rywalizować np. z portalami horyzontalnymi, w których trudno szukać pogłębionych analiz. Zmienia się też czytelnik. Najczęściej nie ma on już ochoty na samodzielne analizowanie treści, bo zadowala się tym, co otrzymuje od zaufanego medium, bez konieczności weryfikowania źródeł. Tym bardziej, że po pewnym czasie identyfikuje się z daną gazetą lub stacją telewizyjną. Paradoksem jest natomiast fakt, że w mediach społecznościowych powstaje coraz więcej miejsc, które obnażają nierzetelność i manipulację wielu dziennikarskich tekstów. To pozwala mieć nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone.
Gdy nie ma już środka
Sytuacja, w której następuje przechylenie z mediów informacyjnych na media tożsamościowe niesie wiele zagrożeń. Główną jest oczywiście coraz większa polaryzacja. Z trudem znajdujemy dziś media środka. Takie, które starają się równoważyć różne opinie lub szukać porozumienia. Z łatwością natomiast możemy znaleźć media, których zadaniem jest integrowanie, a następnie inspirowanie do działania ich zwolenników. Niestety może się również zdarzyć tak, że niektórzy czytelnicy nie będą zdawali sobie sprawy z faktu, że chcąc wyrobić sobie zdanie na dany temat powinni sami podjąć się jego analizy – znaleźć źródła i sprawdzić kontekst. Albo nie będą mieli ochoty na poznawanie punktów widzenia, z którymi się już nie identyfikują, co jeszcze bardziej utrudni wzajemne zrozumienie. Jedno jest pewne – dopóki celem mediów zamiast dążenia do prawdy będzie postawienie się po jednej ze stron sporu, nic nie zmieni się na lepsze. I dalej będziemy zmierzać po równi pochyłej…