Skip to main content

Wiele razy zdarzyło mi się, że ktoś po drugiej stronie telefonu informował mnie o tym, że nagrywa rozmowę ze mną. Zdarzało się tak również podczas mojej pracy urzędnika. Nigdy nie robiłem z tego problemu, bo przecież nie mam nic do ukrycia. Ale czy gdybym w urzędzie spotkał kogoś z kamerą, byłbym równie otwarty?

To zależy. Nie, nie mojej aktualnej fryzury, ale raczej zwykłego ludzkiego komfortu. Jako rzecznik prasowy nigdy nie bałem się kamery i właściwie nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie czułbym się jednak swobodnie, gdyby ktoś nagrywał mając w założeniu niekoniecznie pozytywne cele. Zresztą – w Sieci bez trudu możemy znaleźć dziesiątki nagrań, w których w roli głównej występują urzędnicy czy funkcjonariusze publiczni. Dodajmy jednak – nie zawsze jest to rola, w której mają szansę na Oskara. Nagrywającym tego typu materiały wydaje się, że skoro w obiektywie pojawił się urzędnik podczas wykonywania przez niego obowiązków służbowych, to mogą rozpowszechniać jego wizerunek bez obaw. Ale czy mają rację?

Jeśli nie mielibyśmy do czynienia z urzędnikiem, sprawa byłaby prosta. Przepisy prawa autorskiego stanowią wyraźnie, że „Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej.” A jak to się ma do funkcjonariuszy publicznych?

Otóż zgodnie z ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych, istnieje wyjątek od tej zasady. Zgodnie z art. 81 ust. 2 pkt 1, nie wymaga zezwolenia rozpowszechnianie wizerunku osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek został wykonany w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, zwłaszcza politycznych, społecznych lub zawodowych.

A zatem, kiedy chcemy opublikować wizerunek urzędnika, musimy spełnić dwie przesłanki jednocześnie. Powinna to być osoba powszechnie znana podczas pełnienia funkcji publicznych. I oczywiście, ważny jest tu także kontekst: osoba powszechnie znana w małej gminie, jak wójt czy burmistrz, nie spełnia tego kryterium, gdy ich wizerunek byłby publikowany w prasie ogólnopolskiej. Nie zawsze też materiały, w których występują, były nagrywane lub dokumentowane wtedy, kiedy wykonywali swoje obowiązki służbowe.

Wydaje się zatem, że wiele materiałów filmowych z urzędnikami w roli głównej to… nadużycia. Czujecie się bezpieczniej?

Rafał Skwiot

Rafał Skwiot