Kiedy byłem w pierwszych klasach podstawówki, raz na kilka miesięcy organizowano nam wyjazdy do oddalonych miejscowości, abyśmy mogli uczestniczyć w kulturze. Mama ubierała mnie w białe koszule, do plecaka pakowała kanapki i napoje, a nauczycielki skrupulatnie liczyły nas, wchodzących do starych autobusów. Do przejechania mieliśmy co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. A potem rozsiadaliśmy się w wygodnych fotelach teatrów lub kin. O galeriach sztuk wtedy nawet nie marzyłem. Nie tylko dlatego, że do najbliższych miałem kilkaset kilometrów. Po prostu nie istniały w mojej świadomości. Do muzeum pierwszy raz świadomie poszedłem w liceum, ale dopiero na studiach rozkochałem się w sztukach pięknych.
Właściwie podczas każdej zagranicznej podróży, urlopu, albo podróży po Polsce, staram się zobaczyć przynajmniej jedną wystawę. Dzięki temu o danym miejscu i ludziach w nim żyjących dowiaduję się o wiele więcej niż z przewodników. Konsumowanie sztuki uwrażliwia, ale też rozszerza mentalne horyzonty. Dlatego z wielką uwagą śledzę najnowszy projekt internetowego giganta – Google Cultural Institute. Jest to projekt, który rozpoczął się już 5 lat temu, a jego celem jest umożliwienie uczestnictwa w kulturze ludziom na całym świecie. Cóż, zapewne większość z nas nigdy nie odwiedzi nowojorskiej MoMA, a o wystawach w Australian Museum nawet nie usłyszy. Zresztą, nawet ludzie zajmujący się sztuką nie byliby w stanie bywać wszędzie tam, gdzie jest ona eksponowana. Ale czy przenosząc sztukę do wirtualnego świata w rzeczywistości jej nie redukujemy?
W moim odczuciu odpowiedź na powyższe pytanie jest oczywista. I twierdząca. Jestem zdania, że nawet najlepsza wizualizacja nie zastąpi nam przeżyć, których doświadczamy stojąc na przeciwko obrazów albo dotykając rzeźby. Artyści „mówią” również przez fakturę, wielkość płótna i materiały. Kiedy oglądałem prace Marka Rothko w internecie, nigdy nie robiły na mnie wrażenia. Kiedy stanąłem na przeciwko nich, zrozumiałem zachwyty krytyków sztuki.
Powyższe nie oznacza oczywiście, że Google Cultural Institute nie ma swojego uzasadnienia. Przeciwnie. Uważam, że jest to coś nie do przecenienia. Bo dzięki temu wielu zostanie skłonionych do tego, żeby postarać się o to, aby usiąść na ławce, którą widzicie na zdjęciu wyżej. Nie pożałują.